Gazeta Wyborcza [polish]
rozmawia Bożena Aksamit
Co to jest VR, po polsku - wirtualna rzeczywistość?
- Ubieramy gogle oraz słuchawki i wchodzimy do wewnątrz całkowicie innego świata, lub filmu.
„Jechałam” w takich goglach rollercasterem. Było to tak realistyczne, że zrobiło mi się niedobrze.
- Obecny poziom technologii pozwala na kreowanie rzeczywistości poprzez obrazy i dźwięki. Rzadziej pojawiają się doznania dotykowe, czy smakowe, ale to również się zdarza. To jest genialne narzędzie do ulepszenia rzeczywistego świata, do jego rozszerzenia, ale też do ucieczki z niego, która dla mnie jest najbardziej pociągająca, choć można mieć problemy z powrotem. Pojawiają się w życiu momenty, w których ucieczka jest potrzebna i przynosi ulgę. Jednak poziom doznań w wirtualnym świecie jest na tyle wysoki, tak mocno oszukuje mózg, że może stać się to niebezpieczne. Dla ludzi, którzy są podatni na odcinanie się od problemów, VR może szybko uzależnić, stać się substytutem rzeczywistości. Mocno zwracam na to uwagę, gdy prowadzę wykłady w szkołach. Dziś idolami młodych ludzi są gracze, a kultura gier jest na tyle rozpowszechniona, że gdy dodamy do niej wirtualną rzeczywistość - zagrożenie rośnie. Młodzi często znajdują w VR swoje alter ego, czują się świetnie, bo w odróżnieniu od realnego, świat wirtualny jest bezpieczny i kontrolowalny. Do tego niesamowicie „zasysa” - w goglach są kompletnie odłączeni od rzeczywistości. Technologie, które związane są z VR-em rozwijają się w szalonym tempie, pojawia się coraz więcej produktów, dlatego jak najszybciej należałoby zacząć badać to zjawisko pod kątem ryzyka.
Jakiego?
– Jakiś czas temu zaproszono mnie do Hong Kongu na konferencję, byli tam przedstawiciele rządów Hong Kongu, Norwegii, osoby zarządzające klinikami medycznymi w Korei oraz główni projektanci producentów aut - McLarena czy Toyoty. Dowiedziałem się że, w Chinach, Korei czy Japonii na poziomie rządowym dyskutuje się, że ta technologia stanowi największe zagrożenie dla młodzieży. W Azji problem uzależnienia od VR, nie tylko od gier ale także od pornografii, jest bardzo poważnie traktowany. Coraz więcej osób rezygnuje z normalnych związków i relacji, wolą uprawiać wirtualny seks. VR zastępuje naturalne potrzeby bycia ważnym i nie samotnym.
A ta dobra ucieczka od rzeczywistości?
- To np. szpitalna codzienność poważnie chorych osób.
Zająłem się dziećmi chorymi na raka. Zamiast bawić się z rówieśnikami na podwórku, leżą w szpitalu. Spędzają tam nieraz wiele miesięcy. Gdy widzę jak reagują na filmy, dzięki którym mogą skoczyć ze spadochronem, czy spacerować po lesie, rośnie mi serce. Filmy pozwalają zapomnieć o znużeniu i bólu. Nawet jeśli film trwa pięć minut.
Jak pan trafił na dziecięcą onkologię?
- Kilka lat temu przyszedłem do „Przylądka Nadziei” we Wrocławiu z propozycją, że udostępnię technologię VR chorym dzieciom. Za zgodą prof. Alicji Chybickiej, szefowej Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej, bo tak brzmi pełna nazwa „Przylądka”, zacząłem rozmawiać z lekarzami i psychologami - jak najlepiej pomóc dzieciakom. Kiedy użyć VR-u, żeby oglądanie filmów było najskuteczniejsze i najbezpieczniejsze. Poszedłem na odział z lekarzem prowadzącym, który decydował kiedy nałożyć dziecku gogle i słuchawki. Patrzyliśmy jak reaguje. Dyskutowaliśmy też o tym, czy dla tych dzieciaków, które są w mocno depresyjnym stanie, załamane i nie zmotywowane, należy używać tak mocno ingerującego w podświadomość narzędzia. Dziecko obejrzałoby skok ze spadochronem, o którym marzy, a w gorszym stanie mogłoby sobie uświadomić, że nigdy nie doświadczy takich rzeczy na żywo. Wtedy nastrój mógłby ulec pogorszeniu, a nam zależy by było odwrotnie.
Długo pan lekarzy przekonywał?
- Kilka miesięcy. Im jakaś technologia jest bardziej znana, tym łatwiej. Wcześniej musiałem przewalczyć podejrzliwość i nieufność wobec mnie i VR-u - „nie wiadomo skąd przyszedł i na pewno chce na tym zarobić”. Gdy w końcu pokazałem, na czym polega - zgodzili się. Reakcje zawsze są takie same - jak człowiek pobędzie chwilę w wirtualnej rzeczywistości, otwiera się głowa na potencjał tego narzędzia.
Profesor Chybicka podkreśla, że jej pacjenci ciągle powinni coś robić, zamiast leżeć pod kroplówką i nie ruszać się z łóżka.
- Wszystko co odciąga dzieci od chemioterapii, radioterapii, czy chirurgii wspomaga leczenie.
Jak powstają te filmy?
- Są nagrywane sześcioma kamerami równocześnie. Świat oglądamy dookoła, rozglądamy się po pełnym okręgu - 360 stopni. Możemy przeżywać pokaz fontanny w Las Vegas, biegać z kangurami w Australii albo bawić się z delfinami w Kalifornii. Filmy produkuję w pełni sam, ale także otrzymuje je nieodpłatnie od producentów z całego świata, którzy często również wykorzystują je w terapii i rehabilitacji.
Jak dzieci reagują?
- To emocje nie do opisania. Kilkuletni chłopczyk chciał, żeby mu na okrągło włączać film z delfinami, opowiadał, że kiedy z nimi pływa i widzi je pod sobą, to czuje jak one go muskają w stópki. Jedna z dziewczynek była zadowolona, bo ujęcia z wysokiego klifu pomagały jej pokonać lęk wysokości. „Stojąc” na krawędzi urwiska czuła się bezpieczna, bo wiedziała, że tak naprawdę siedzi na łóżku. Kolejnej pokazywałem fontanny w Las Vegas - kamera poruszała się wśród sporego tłumu oglądającego pokaz. Jednak dziewczynka poprosiła, żeby kamera została skierowana nie na fontannę, a na ludzi. Machała do nich ręką, podobało jej się, że nie jest sama, a osoby które ją otaczają uśmiechają się do niej. Potrzebowała kontaktu.
Ciągle powstają nowe filmy?
- Teraz pokazujemy film nagrany rok temu, oczywiście po konsultacjach z lekarzami, którzy zasugerowali, żeby były na nim młode zwierzęta. Skontaktowałem się z hodowcą Golden retriverów i po czterech miesiącach oczekiwania na miot nagraliśmy film z 24 szczeniakami, które bawią się i ganiają, niektóre z nich miały przyczepione kamery. Reakcje są świetne. Dzieci lubią też podróże w kosmos i przejażdżki kolejką górską.
Dynamiczne filmy mają około pięciu minut, żeby nie zmęczyć oczu, nie znudzić, ale są też półgodzinne. Zazwyczaj są powolne, bardziej medytacyjne i relaksacyjne, z tropikalnych plaż, czy lasów. Tak, by podczas podawania chemii dziecko znalazło się w spokojnym, przyjaznym miejscu. Zastanawiamy się z lekarzami, czy nie wprowadzić oglądania filmów podczas badań uciążliwych , takich jak tomografia, by w odpowiednim momencie, kiedy na przykład trzeba wstrzymać oddech, dziecko wykonywało polecenia, które wydaje narrator.
A pan co czuje, gdy odwiedza dzieci?
- Jest ciężko. Dominujące jest poczucie niesprawiedliwości, szczególnie w hospicjum dziecięcym. Najgorzej, kiedy zaczyna się myśleć o tej sytuacji długoterminowo, czyli co może się zdarzyć, o podstępności tej choroby. Ale można przestawić perspektywę myślenia na „tu i teraz” - teraz nie ma bólu, jest niezły nastrój, jest uśmiech, jest się gdzie indziej i jest łatwiej. Ja widzę, inni też, że VR działa, pomaga, więc motywuje nas, aby robić coraz więcej.
Zamiast zarabiać zajął się pan działalnością społeczną?
- Pomysł na użycie technologii VR do niesienia ulgi chorym dzieciom jest zbudowany na osobistym doświadczeniu. Dużo czasu spędziłem w szpitalu, a potem w hospicjum. Mama zmarła dziewięć lat temu, gdy miałem 25 lat. Studiowałem wzornictwo i projektowanie graficzne na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, wcześniej skończyłem technikum elektroniczne. Znając realia ciężkiej codzienności osób chorych na raka i będąc pasjonatem nowych technologii, uznałem za świetny pomysł, żeby chociaż na chwilę sprawić komuś przyjemność. VR jest niesamowitym narzędziem, które może pomagać osobom wykluczonym społecznie.
Czyli?
- Nie chciałbym, żeby ktoś się nade mną litował, ale Sam mam doświadczenie bycia wykluczonym. Odkąd mama zachorowała na raka próbowałem jakoś sobie poradzić z niesprawiedliwością jaka ją spotkała, skończyło się na uzależnieniu od hazardu i alkoholu. zmagałem się z własnym uzależnieniem przez 15 lat, aż doszedłem do ściany, niemożności poradzenia sobie z życiem. Mam dużą świadomość, jak żyje się ze społecznymi ograniczeniami i wiem, że odwrócenie uwagi od nieprzyjemnych momentów może być zbawienne. VR
, to nie narzędzie, które „uleczy” nas z nałogów, ale można je traktować jako wspomaganie procesu zdrowienia. Przez pięć lat byłem w terapii Od ponad 5 lat jestem w terapii, dziś już panuję nad swoim życiem. Poznałem zarówno ciemną stronę wirtualnej rzeczywistości, moc z jaką potrafi wciągnąć w nieistniejący świat i konsekwentnie zastępować nim prawdziwe życia, ale VR może również pomagać, sprzężony oczywiście z terapią. Wyjście ze świata depresyjnego w magiczny, przynosi krótkoterminową ulgę, która jest zbawienna w krytycznych momentach.
To z czego pan żyje?
- Mam firmę zajmującą się marketingiem oraz produkcją filmów w technologii VR, ale tak naprawdę większość pieniędzy poświęcam na cele fundacyjne, na zakup sprzętu i wyjazdy. Trzymam się jak najdalej od monetyzacji projektów fundacji i wprowadzenia biznesu w jej ramy. Kiedy pojawiają się wymogi finansowe, zobowiązania czy umowy – traci się czystą intencję w tych działaniach. Moim marzeniem jest stworzenie centrum badań i rozwoju, które zajmowałoby się adaptacją nowych technologii. Jak na razie finansuję swoją działalność sam, a motywacją jest parcie do nowych technologii i chęć niesienia pomocy.
Chciałbym teraz stworzyć grę w technologii VR, która pokazywałaby proces niszczenia komórek rakowych. Toczyłaby się wewnątrz organu, w którym ulokowany jest guz i polegałaby to na „zabijaniu” komórek rakowych. Takie metody są już stosowane na świecie. W tej chorobie bardzo ważne jest to co dzieje się w głowie pacjentów. Wzmacniając psychikę można sobie pomóc.
Gdzie stosuje się VR poza onkologią?
- Choćby w rehabilitacji osób sparaliżowanych. Naukowcy z Uniwersytetu Duke z Sao Paulo ogłosili efekty projektu o nazwie Walk Again Project. W ciągu zaledwie roku zaawansowanej terapii z wykorzystaniem VR 32-letnia pacjentka odzyskała czucie w nogach. A była sparaliżowana trzynaście lat. Dr Miguel Nicolelis, z uniwersytetu w Duke powiedział, że użycie technologii wirtualnej rzeczywistości było kluczowe w trakcie zabiegów.
VR wykorzystywany jest również przez psychologów w leczeniu wielu fobii: arachnofobii, lęku wysokości, klaustrofobii, lęku latania, czy nawet fobii społecznych. Terapia polega na oswajaniu lęków poprzez symulację określonych sytuacji. Osoba badana ma świadomość, że w każdej chwili może zdjąć gogle - pozwala to skutecznie przełamać lęki.
Pan pomagał osobom niepełnosprawnym?
- Jakiś czas temu dostarczyłem gogle Krystianowi Jablońskiemu. Po nieudanym skoku w parku trampolin został sparaliżowany. Film został wyprodukowany w taki sposób, żeby Krystian widział, jak sam porusza rękami i palcami, bez niczyjej pomocy. Chodziło o wsparcie regeneracji połączeń neuronowych poprzez oszukiwanie mózgu. Krystian opowiadał jak niesamowicie się czuje, gdy może poczuć wizualnie ruchy ciała.
Współpracuję też z Grzegorzem Bednarskim, który rozwija swoją aplikację „Walkin VR”, by umożliwić osobom niepełnosprawnym poruszanie się w wirtualnej rzeczywistości. Mogą podnieść coś z podłogi, czy obrócić się - mimo tego, że w realu siedzą na wózku lub leżą w łóżku. Mogą symulować każdą płaszczyznę ruchu - czujniki zakład się na palce standardowymi kontrolerami i w wirtualnym świecie stają się pełnosprawni. Grzegorz podarował swój program i dzięki temu dzieciaki na wózkach z Przylądka Nadziei mogą swobodnie podróżować. Zainstalowałem w programie dodatkowo aplikację do latania i zwiedzania całego świata.
Niedawno wrócił pan z Izraela. Dostrzegli pana za granicą?
- Rozpoczynam wdrażanie programu „Virtual Dream” w największej klinice na Środkowym Wschodzie, Sheba Medical Center w Izraelu. Szkoliłem tam lekarzy i wolontariuszy, pokazywałem filmy dzieciom z kliniki onkologicznej. Projekt rozpoczyna długoterminową współpracę z zespołem specjalistów nad naukowymi badaniam, które mają zakończyć się publikacją raportów medycznych, potwierdzających pozytywny wpływ wirtualnej rzeczywistości na pacjentów z ciężkimi dolegliwościami. Jest szansa, że rozpocznę też współpracę ze szpitalami w Norwegii, Hong Kongu i Korei.

Link do wersji na portalu wyborcza.pl
Tekst:
rozmawia Bożena Aksamit
Co to jest VR, po polsku – wirtualna rzeczywistość?
– Ubieramy gogle oraz słuchawki i wchodzimy do wewnątrz całkowicie innego świata, lub filmu.
„Jechałam” w takich goglach rollercasterem. Było to tak realistyczne, że zrobiło mi się niedobrze.
– Obecny poziom technologii pozwala na kreowanie rzeczywistości poprzez obrazy i dźwięki. Rzadziej pojawiają się doznania dotykowe, czy smakowe, ale to również się zdarza. To jest genialne narzędzie do ulepszenia rzeczywistego świata, do jego rozszerzenia, ale też do ucieczki z niego, która dla mnie jest najbardziej pociągająca, choć można mieć problemy z powrotem. Pojawiają się w życiu momenty, w których ucieczka jest potrzebna i przynosi ulgę. Jednak poziom doznań w wirtualnym świecie jest na tyle wysoki, tak mocno oszukuje mózg, że może stać się to niebezpieczne. Dla ludzi, którzy są podatni na odcinanie się od problemów, VR może szybko uzależnić, stać się substytutem rzeczywistości. Mocno zwracam na to uwagę, gdy prowadzę wykłady w szkołach. Dziś idolami młodych ludzi są gracze, a kultura gier jest na tyle rozpowszechniona, że gdy dodamy do niej wirtualną rzeczywistość – zagrożenie rośnie. Młodzi często znajdują w VR swoje alter ego, czują się świetnie, bo w odróżnieniu od realnego, świat wirtualny jest bezpieczny i kontrolowalny. Do tego niesamowicie „zasysa” – w goglach są kompletnie odłączeni od rzeczywistości. Technologie, które związane są z VR-em rozwijają się w szalonym tempie, pojawia się coraz więcej produktów, dlatego jak najszybciej należałoby zacząć badać to zjawisko pod kątem ryzyka.
Jakiego?
– Jakiś czas temu zaproszono mnie do Hong Kongu na konferencję, byli tam przedstawiciele rządów Hong Kongu, Norwegii, osoby zarządzające klinikami medycznymi w Korei oraz główni projektanci producentów aut – McLarena czy Toyoty. Dowiedziałem się że, w Chinach, Korei czy Japonii na poziomie rządowym dyskutuje się, że ta technologia stanowi największe zagrożenie dla młodzieży. W Azji problem uzależnienia od VR, nie tylko od gier ale także od pornografii, jest bardzo poważnie traktowany. Coraz więcej osób rezygnuje z normalnych związków i relacji, wolą uprawiać wirtualny seks. VR zastępuje naturalne potrzeby bycia ważnym i nie samotnym.
A ta dobra ucieczka od rzeczywistości?
– To np. szpitalna codzienność poważnie chorych osób.
Zająłem się dziećmi chorymi na raka. Zamiast bawić się z rówieśnikami na podwórku, leżą w szpitalu. Spędzają tam nieraz wiele miesięcy. Gdy widzę jak reagują na filmy, dzięki którym mogą skoczyć ze spadochronem, czy spacerować po lesie, rośnie mi serce. Filmy pozwalają zapomnieć o znużeniu i bólu. Nawet jeśli film trwa pięć minut.
Jak pan trafił na dziecięcą onkologię?
– Kilka lat temu przyszedłem do „Przylądka Nadziei” we Wrocławiu z propozycją, że udostępnię technologię VR chorym dzieciom. Za zgodą prof. Alicji Chybickiej, szefowej Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej, bo tak brzmi pełna nazwa „Przylądka”, zacząłem rozmawiać z lekarzami i psychologami – jak najlepiej pomóc dzieciakom. Kiedy użyć VR-u, żeby oglądanie filmów było najskuteczniejsze i najbezpieczniejsze. Poszedłem na odział z lekarzem prowadzącym, który decydował kiedy nałożyć dziecku gogle i słuchawki. Patrzyliśmy jak reaguje. Dyskutowaliśmy też o tym, czy dla tych dzieciaków, które są w mocno depresyjnym stanie, załamane i nie zmotywowane, należy używać tak mocno ingerującego w podświadomość narzędzia. Dziecko obejrzałoby skok ze spadochronem, o którym marzy, a w gorszym stanie mogłoby sobie uświadomić, że nigdy nie doświadczy takich rzeczy na żywo. Wtedy nastrój mógłby ulec pogorszeniu, a nam zależy by było odwrotnie.
Długo pan lekarzy przekonywał?
– Kilka miesięcy. Im jakaś technologia jest bardziej znana, tym łatwiej. Wcześniej musiałem przewalczyć podejrzliwość i nieufność wobec mnie i VR-u – „nie wiadomo skąd przyszedł i na pewno chce na tym zarobić”. Gdy w końcu pokazałem, na czym polega – zgodzili się. Reakcje zawsze są takie same – jak człowiek pobędzie chwilę w wirtualnej rzeczywistości, otwiera się głowa na potencjał tego narzędzia.
Profesor Chybicka podkreśla, że jej pacjenci ciągle powinni coś robić, zamiast leżeć pod kroplówką i nie ruszać się z łóżka.
– Wszystko co odciąga dzieci od chemioterapii, radioterapii, czy chirurgii wspomaga leczenie.
Jak powstają te filmy?
– Są nagrywane sześcioma kamerami równocześnie. Świat oglądamy dookoła, rozglądamy się po pełnym okręgu – 360 stopni. Możemy przeżywać pokaz fontanny w Las Vegas, biegać z kangurami w Australii albo bawić się z delfinami w Kalifornii. Filmy produkuję w pełni sam, ale także otrzymuje je nieodpłatnie od producentów z całego świata, którzy często również wykorzystują je w terapii i rehabilitacji.
Jak dzieci reagują?
– To emocje nie do opisania. Kilkuletni chłopczyk chciał, żeby mu na okrągło włączać film z delfinami, opowiadał, że kiedy z nimi pływa i widzi je pod sobą, to czuje jak one go muskają w stópki. Jedna z dziewczynek była zadowolona, bo ujęcia z wysokiego klifu pomagały jej pokonać lęk wysokości. „Stojąc” na krawędzi urwiska czuła się bezpieczna, bo wiedziała, że tak naprawdę siedzi na łóżku. Kolejnej pokazywałem fontanny w Las Vegas – kamera poruszała się wśród sporego tłumu oglądającego pokaz. Jednak dziewczynka poprosiła, żeby kamera została skierowana nie na fontannę, a na ludzi. Machała do nich ręką, podobało jej się, że nie jest sama, a osoby które ją otaczają uśmiechają się do niej. Potrzebowała kontaktu.
Ciągle powstają nowe filmy?
– Teraz pokazujemy film nagrany rok temu, oczywiście po konsultacjach z lekarzami, którzy zasugerowali, żeby były na nim młode zwierzęta. Skontaktowałem się z hodowcą Golden retriverów i po czterech miesiącach oczekiwania na miot nagraliśmy film z 24 szczeniakami, które bawią się i ganiają, niektóre z nich miały przyczepione kamery. Reakcje są świetne. Dzieci lubią też podróże w kosmos i przejażdżki kolejką górską.
Dynamiczne filmy mają około pięciu minut, żeby nie zmęczyć oczu, nie znudzić, ale są też półgodzinne. Zazwyczaj są powolne, bardziej medytacyjne i relaksacyjne, z tropikalnych plaż, czy lasów. Tak, by podczas podawania chemii dziecko znalazło się w spokojnym, przyjaznym miejscu. Zastanawiamy się z lekarzami, czy nie wprowadzić oglądania filmów podczas badań uciążliwych , takich jak tomografia, by w odpowiednim momencie, kiedy na przykład trzeba wstrzymać oddech, dziecko wykonywało polecenia, które wydaje narrator.
A pan co czuje, gdy odwiedza dzieci?
– Jest ciężko. Dominujące jest poczucie niesprawiedliwości, szczególnie w hospicjum dziecięcym. Najgorzej, kiedy zaczyna się myśleć o tej sytuacji długoterminowo, czyli co może się zdarzyć, o podstępności tej choroby. Ale można przestawić perspektywę myślenia na „tu i teraz” – teraz nie ma bólu, jest niezły nastrój, jest uśmiech, jest się gdzie indziej i jest łatwiej. Ja widzę, inni też, że VR działa, pomaga, więc motywuje nas, aby robić coraz więcej.
Zamiast zarabiać zajął się pan działalnością społeczną?
– Pomysł na użycie technologii VR do niesienia ulgi chorym dzieciom jest zbudowany na osobistym doświadczeniu. Dużo czasu spędziłem w szpitalu, a potem w hospicjum. Mama zmarła dziewięć lat temu, gdy miałem 25 lat. Studiowałem wzornictwo i projektowanie graficzne na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, wcześniej skończyłem technikum elektroniczne. Znając realia ciężkiej codzienności osób chorych na raka i będąc pasjonatem nowych technologii, uznałem za świetny pomysł, żeby chociaż na chwilę sprawić komuś przyjemność. VR jest niesamowitym narzędziem, które może pomagać osobom wykluczonym społecznie.
Czyli?
– Nie chciałbym, żeby ktoś się nade mną litował, ale Sam mam doświadczenie bycia wykluczonym. Odkąd mama zachorowała na raka próbowałem jakoś sobie poradzić z niesprawiedliwością jaka ją spotkała, skończyło się na uzależnieniu od hazardu i alkoholu. zmagałem się z własnym uzależnieniem przez 15 lat, aż doszedłem do ściany, niemożności poradzenia sobie z życiem. Mam dużą świadomość, jak żyje się ze społecznymi ograniczeniami i wiem, że odwrócenie uwagi od nieprzyjemnych momentów może być zbawienne. VR
, to nie narzędzie, które „uleczy” nas z nałogów, ale można je traktować jako wspomaganie procesu zdrowienia. Przez pięć lat byłem w terapii Od ponad 5 lat jestem w terapii, dziś już panuję nad swoim życiem. Poznałem zarówno ciemną stronę wirtualnej rzeczywistości, moc z jaką potrafi wciągnąć w nieistniejący świat i konsekwentnie zastępować nim prawdziwe życia, ale VR może również pomagać, sprzężony oczywiście z terapią. Wyjście ze świata depresyjnego w magiczny, przynosi krótkoterminową ulgę, która jest zbawienna w krytycznych momentach.
To z czego pan żyje?
– Mam firmę zajmującą się marketingiem oraz produkcją filmów w technologii VR, ale tak naprawdę większość pieniędzy poświęcam na cele fundacyjne, na zakup sprzętu i wyjazdy. Trzymam się jak najdalej od monetyzacji projektów fundacji i wprowadzenia biznesu w jej ramy. Kiedy pojawiają się wymogi finansowe, zobowiązania czy umowy – traci się czystą intencję w tych działaniach. Moim marzeniem jest stworzenie centrum badań i rozwoju, które zajmowałoby się adaptacją nowych technologii. Jak na razie finansuję swoją działalność sam, a motywacją jest parcie do nowych technologii i chęć niesienia pomocy.
Chciałbym teraz stworzyć grę w technologii VR, która pokazywałaby proces niszczenia komórek rakowych. Toczyłaby się wewnątrz organu, w którym ulokowany jest guz i polegałaby to na „zabijaniu” komórek rakowych. Takie metody są już stosowane na świecie. W tej chorobie bardzo ważne jest to co dzieje się w głowie pacjentów. Wzmacniając psychikę można sobie pomóc.
Gdzie stosuje się VR poza onkologią?
– Choćby w rehabilitacji osób sparaliżowanych. Naukowcy z Uniwersytetu Duke z Sao Paulo ogłosili efekty projektu o nazwie Walk Again Project. W ciągu zaledwie roku zaawansowanej terapii z wykorzystaniem VR 32-letnia pacjentka odzyskała czucie w nogach. A była sparaliżowana trzynaście lat. Dr Miguel Nicolelis, z uniwersytetu w Duke powiedział, że użycie technologii wirtualnej rzeczywistości było kluczowe w trakcie zabiegów.
VR wykorzystywany jest również przez psychologów w leczeniu wielu fobii: arachnofobii, lęku wysokości, klaustrofobii, lęku latania, czy nawet fobii społecznych. Terapia polega na oswajaniu lęków poprzez symulację określonych sytuacji. Osoba badana ma świadomość, że w każdej chwili może zdjąć gogle – pozwala to skutecznie przełamać lęki.
Pan pomagał osobom niepełnosprawnym?
– Jakiś czas temu dostarczyłem gogle Krystianowi Jablońskiemu. Po nieudanym skoku w parku trampolin został sparaliżowany. Film został wyprodukowany w taki sposób, żeby Krystian widział, jak sam porusza rękami i palcami, bez niczyjej pomocy. Chodziło o wsparcie regeneracji połączeń neuronowych poprzez oszukiwanie mózgu. Krystian opowiadał jak niesamowicie się czuje, gdy może poczuć wizualnie ruchy ciała.
Współpracuję też z Grzegorzem Bednarskim, który rozwija swoją aplikację „Walkin VR”, by umożliwić osobom niepełnosprawnym poruszanie się w wirtualnej rzeczywistości. Mogą podnieść coś z podłogi, czy obrócić się – mimo tego, że w realu siedzą na wózku lub leżą w łóżku. Mogą symulować każdą płaszczyznę ruchu – czujniki zakład się na palce standardowymi kontrolerami i w wirtualnym świecie stają się pełnosprawni. Grzegorz podarował swój program i dzięki temu dzieciaki na wózkach z Przylądka Nadziei mogą swobodnie podróżować. Zainstalowałem w programie dodatkowo aplikację do latania i zwiedzania całego świata.
Niedawno wrócił pan z Izraela. Dostrzegli pana za granicą?
– Rozpoczynam wdrażanie programu „Virtual Dream” w największej klinice na Środkowym Wschodzie, Sheba Medical Center w Izraelu. Szkoliłem tam lekarzy i wolontariuszy, pokazywałem filmy dzieciom z kliniki onkologicznej. Projekt rozpoczyna długoterminową współpracę z zespołem specjalistów nad naukowymi badaniam, które mają zakończyć się publikacją raportów medycznych, potwierdzających pozytywny wpływ wirtualnej rzeczywistości na pacjentów z ciężkimi dolegliwościami. Jest szansa, że rozpocznę też współpracę ze szpitalami w Norwegii, Hong Kongu i Korei.